- Dobrze kochanie, jutro po 15 będę u Ciebie.
- Będę czekał, nigdzie nie odejdę – zażartowałem.
- Ja myślę, czekaj grzecznie. Pa – odpowiedziała uśmiechnięta Paulina po czym wyszła z sali.
Dzisiaj z kolei przypomina mi się akcja kiedy to Bercik miał poważne problemy. Dowiedzieliście się o nim, że był dosyć bystry. Ale miał jedną wadę…
Bercik w techniku zawarł mocną sztamę z Pędrylem, z chłopakiem, który kasą szastał na prawo i lewo, nie brakowało mu na nic. Kiedy Bercikowi brakowało pieniędzy na cokolwiek, Pędryl chętnie pożyczał bez żadnego ale. Bercik korzystając z tej okazji zaczął ubierać się w droższe ciuchy i kiedy brakowało nam na jakiś alkohol lub zielsko, oferował się, że pożyczy kasę od Pędryla. Utrzymywał z nim kontakt nawet po skończeniu szkoły…
- Siemasz, sprawa jest – przywitał się przez telefon Bercik.
- Siemasz mordko, ile tam chcesz haha – zapytał Pędryl, wiedział już o co chodzi Bercikowi.
- Ze stówkę da radę?
- Da da Ty bejusie, już podjeżdżam, pod blok?
- Ta, dobra to już wychodzę na klatkę.
I wyszedł z piwnicy kiedy my już zacieraliśmy ręce na samą myśl, że zaraz będzie coś do picia. Bercik zawołał nas, poszliśmy do sklepu po piwko. Po drodze zaszliśmy do innego bloku aby chłopaki mogli sobie odebrać zielsko. Wróciliśmy do kanciapy i już na spokojnie mogliśmy rozkoszować się tym zacnym trunkiem.
Jak wygląda sprawa z Pędrylem? Czemu chętnie pożyczał pieniądze i nie bał się o to, że któryś z dłużników mu nie odda? Pędryl to syn właściciela hurtowni odzieżowej. Ojciec od zawsze hojnie i dobrowolnie płacił haracz miejscowej mafii za ochronę. Kiedy hurtownia osiągała naprawdę dobre zyski sam zaproponował mafii oddanie 30% udziałów zamiast haraczu, wtedy mafiosi mieliby legalny przychód. Za tą propozycję boss mafii był naprawdę bardzo wdzięczny i okazał swoją lojalność. Stał się stalowym sprzymierzeńcem, ze swojej strony zaproponował ochronę rodzinie ojca Pędryla. Z początku byliśmy dumni, że mieliśmy takiego znajomego. Szkoda tylko, że Bercik nie wiedział o tym, że Pedryl stawiał pieniądze ponad wszystko. Za długi i nie wywiązanie się z terminu Bercik został wywieziony do lasu. Nie oszczędzili mu obydwóch rąk, prawą połamali w dwóch miejscach, lewą zaś w jednej. Górna szuflada zębów praktycznie pokruszona do połowy oraz połamane dwa żebra. Mimo, że była to mafia nie pozwoliliśmy sobie na to. Bercik zapamiętał ich, kazaliśmy im się spotkać z nami w tym miejscu gdzie było nasze „przyjęcie kawalerskie”. Przyjechali, na trzy fury, no to ładnie, nas pięciu a ich piętnastu. Podszedł do nas i stanął na środku najbardziej przypakowany gangus.
- No to co, rozpierdalanko?
Pomyśleliśmy, ze mamy przechlapane.
- E nie tak się umawialiśmy, miała być solówa- odpowiedział Bercik zwracając się do tych stojących z tyłu z którym wcześniej uzgodnił tą ustawkę.
- I będzie ale nie z tamtym tylko z tym – odezwał się znowu ten łysy przytyraniec, zapewne lider tej hołoty. Palcem wskazał na Pędryla. Zaraz, co on tu robi? Pędryl chce solówki? Czyżby jednak jest honorowy?
- Dobra to dawaj. Sam na sam na pewno? – zapytał Bercik.
- Na pewno - wyrzucił ten łysy łeb. A więc wyszli do siebie, z góry wiadome było, że Pędryl po pierwszym strzale będzie oszołomiony i tak się właśnie stało. Pędryl nie umiał się bić, przez całe życie miał od tego ludzi. To co się wydarzyło tego dnia zatkało nas wszystkich, Pędryl leżał na ziemi, gangusy zamiast mu pomóc i włączyć się do walki patrzyli na nią spokojnie. Kiedy było po wszystkim, we dwóch zabrali go do samochodu, łysy zaś podszedł do nas.
- Macie jaja. Który najstarszy?
- Ja odpowiedział - Chapal.
- Chcecie robotę?
- Nie, my sami w sobie jesteśmy, nie będziemy się już wpieprzać.
- A hehe cwaniaczki chcą swój interes otworzyć?
- Nie, my po prostu honorowo koleżkę broniliśmy, Pędryl zachował się jak chuj – wtrąciłem się do rozmowy.
- Pędryl? To gamoń jest – gangus jak by uspokoił się i zaczął rozmawiać jak normalny człowiek – ojciec dowiedział się o tej akcji w lesie. Przypał, dla niego 3 tyś to żaden dług żeby chłopaków nasyłać a jak usłyszał o tej ustawce dzisiejszej to zabronił się wpieprzać i wystawić Pędryla na solówkę. My do Was nic nie mamy i róbcie tam sobie co na mieście robicie. Nara – po czym odwrócił się i poszedł w stronę samochodów z szeroko rozstawionymi rękoma. A więc jednak, zdarzają się ludzie, którzy tak jak my mieli swój honor.
Honor, niby proste słowo ale jak często okazuję się, że posiadanie go jest naprawdę czymś wyjątkowym, nie dla każdego przypisany i nie każdy umie go udowodnić. Niejeden zarzeka się, że jest honorowy ale czy potrafi dotrzymać go jak słowa przysięgi wypowiedziane do żony przed samym Bogiem? Okazuje się, że nie…
Pewnego dnia Jogi zadzwonił do mnie poinformować, że może mieć nalot na dom. No tak, przecież zaczął się bawić w dilera kiedy tylko skończył szkołę.
- Siemasz, ty kłopocik mam, weźmiesz do swojej piwnicy te moje graty?
- Nie lepiej do domu? Wezmą ze sobą psa a i tak na pewno będą chodzić po piwnicy więc wyczuje i przyjdzie do mnie.
- Racja, ty to i do domu też dotrze, na działkę byśmy może wywieźli co? Pomożesz?
- Tak, dawaj szybko – w najgorszych chwilach nawet pomagaliśmy sobie nie warząc na konsekwencje. To jest właśnie przyjaźń i lojalność wobec drugiej osoby.
Już jechałem samochodem z Jogim na moją działkę która znajdowała się na uboczu miasta. Nagle zadzwonił telefon do Jogiego.
- No halo siemasz… ty przypał jest, chowaj towar, ktoś się sprzedał…
Jakaś wesz przecież musi czasami uprzykrzyć życie ludziom, którym nie zawsze pieniądz przychodził łatwo. Teraz zdaję sobie sprawę z tego co robił Jogi ale wtedy mnie to nie interesowało, liczyły się pieniądze. Jogi został wciągnięty w handel przez Bociana, kolegę z gimnazjum który zaczął współpracę z miejscowym półświatkiem. Sam nie wyrabiał z handlem więc zapytał kilku kolegów z dawnych czasów szkolnych w tym właśnie Jogiego czy chcą zarobić szybko szmal. Jogi przystał na propozycję. Jednak teraz tego żałował.
- Nie wiem kto ale chowaj towar…ja u Gutka na działce zostawiam…dobra to daj znać…no nara- Jogi rozłączył się i rzucił telefon na deskę rozdzielczą- Kurwa ale lipa, złapali już Tyma i Seba…
-Ty, jebać tą moją działkę, dawaj to do lasu gdzieś wywieziemy, na działce mogą węszyć.
- W sumie tak, masz rację. Dawaj na las, wiem już o co chodzi.
Pojechaliśmy do pobliskiego lasu, weszliśmy na drzewo dosyć wysoko. Zaczepiliśmy reklamówkę z towarem na gałęzi, tutaj na pewno nikt nie znajdzie, nie ma tu żadnych dróg, żeby zapamiętać miejsce narysowaliśmy sobie mapkę na kartce papieru. To tylko tym czasowe rozwiązanie, jutro po nie przyjedziemy jak już będziemy wiedzieli gdzie bezpiecznie schować towar.
Wróciliśmy do domu, faktycznie psy wpadły na mieszkanie Jogiego ale nie tylko.
- Dzień dobry, wydział kryminalny policji, mamy nakaz aresztowania pana, jedzie pan z nami na przesłuchanie…
- Kto ja???- weszli do mnie do mieszkania jak do swojego domu, zakuli w kajdanki, nie litował się nade mną, wykręcał ręce jak bym był stworzony z gąbki. Skoro mają Jogiego to dlaczego złapali mnie? No tak, już wiem.
Jechaliśmy z Jogim na komendę, oczywiście nic nie mieli na nas. Rozdzielili nas, Jogiego zabrali dalej korytarzem do innej sali, mnie wsadzili do innej, wiadomo, muszą nas przesłuchać osobno.
- Siadaj, zaraz ktoś przyjdzie do Ciebie- usłyszałem od psa.
W policji zaraz to jakieś 20-30 min. Wszedł ubrany w zwykłe codzienne ciuchy policjant, usiadł naprzeciwko mnie przy biurku, ja wciąż miałem skute ręce, za nim wszedł zwykły pies.
- Rozkuj go, to już nie potrzebne – powiedział glina zza biurka.
- Sprawa wygląda tak, jesteś podejrzany o pomoc w ukrywaniu dowodów w sprawie handlu narkotykami przeciwko Dariuszowi Kanteckiemu, kolega już sypnął, ale nie dowiesz się co mówił żebyś nie sugerował się jego wersją więc idź nam i sobie na rękę i mów jak było, ja szybciej pójdę na przerwę a Ty dostaniesz pewnie jakieś zawiaski zamiast ponurej ciasnej celi – zakończył swój monolog.
Jasne, Jogi mnie sypnął, na pewno. Chyba coś mu się pomyliło, że trafił na idiotę, ale co mi tam, skoro on do mnie z bajką to i ja coś ciekawego też mu opowiem.
- Wywieźliśmy do mnie na działkę- odpowiedziałem.
- Co? – zapytał.
- Wiesz już pan co i nie będę głośno mówił a na pewno powtarzał– odparłem.
- Trochę milej, no ale jak widzisz, szybko załatwiliśmy sprawę, masz tu karteczkę i napisz adres działki, pojedziesz z nami – oparł się pewnie o oparcie krzesła po czym sięgnął do szuflady, oderwał żółta karteczkę i wręczył mi ją razem z długopisem. Oczywiście nie oszukiwałem, napisałem gdzie znajduje się działka. Wziął ode mnie kartkę, przeczytał a następnie popatrzył na wielkie lustro po lewej stronie, machną głową wskazując na mnie. Przyszedł po chwili pies i znowu zakuł mnie w te swoje kajdanki. Ten zza biurka wstał uśmiechnięty i zwrócił się do mnie.
- Pojedziemy sobie na działkę, pozbieramy ogórki haha – odpowiedział – Gdzie to masz? W Altance?
- Nie, za altanką zakopane – rzuciłem pogardliwie.
- No to pokopiesz sobie co zakopałeś.
Pojechaliśmy na moją działkę gdzie zazwyczaj moja rodzina urządzała sobie grilla, nie było tam nic oprócz ładnej wybudowanej z czerwonej cegły altanki oraz zielonej trawy rosnącej dookoła. Pokierowałem ich za altankę, tam miałem zaznaczony mały kwadrat zwykłą białą farbą.
- No to kopaj kopaj jak żeś zakopał – wręczył mi szpadel pies który mnie przesłuchiwał.
A więc zdjąłem wcześniej już ładnie rozciętą ściółkę trawy po czym zacząłem kopać. Po chwili widać było foliowy biały worek. Pies krzyknął do mnie.
- Starczy, daj szpadel i odejdź a Ty weź to wyjmij – i wskazał na zwykłego mundurowego policjanta.
Złapał za worek i mocno pociągnął do siebie. W środku worka była paczka zawinięta szarą taśmą. Młody glina wyjął nóż i rozciął paczkę po czym otworzył mocno rozrywając na boki. Widok zdziwił wszystkich.
- A co to kurwa jest? – zapytał kryminalny.
- No a nie widać? – odparłem.
- Widać a gdzie kurwa narkotyki?
- Jakie narkotyki? – grałem aktorsko.
- NIE WKURWIAJ MNIE! ZAKUĆ GO I DO SUKI!
Ewidentnie podniosłem mu ciśnienie, mówiłem, że nic na mnie nie mają. Myślał, że dam się nabrać na tą jego śmieszną bajkę o tym, że Jogi sypał. Nie byliśmy tak głupi jak by się mogło wydawać. Musieliśmy się zabezpieczyć, przy takich akcjach jak ta kiedy to ktoś sypie wszystkich chłopaków handlujących narkotykami trzeba się pilnować i nie ufać nikomu. Jogi w samochodzie rozmawiał z Bocianem o tym, że jedzie na działkę zostawić towar, gdy wracaliśmy z lasu pomyśleliśmy o tym, że to właśnie Bocian może sypać, siedział pewnie z psami i dzwonił do wszystkich aby dowiedzieć się gdzie każdy z nich ma schowany towar. Postanowiliśmy zażartować z policji. Pojechaliśmy na działkę, wykopaliśmy dół i schowaliśmy w dosyć mocno zawiniętą szarą taśmę reklamówkę pełną… psich odchodów.
Oczywiście Jogi mnie nie sprzedał, nie mieli naprawdę na nas nic. Jogi miał swoich ludzi, którym sprzedawał towar i był bardzo ostrożny. Bocian okazał się frajerem bez honoru. Gdy w mieście trwała akcja policyjna antynarkotykowa pierwszym schwytanym okazał się właśnie on. Usłyszał tylko, że pójdzie siedzieć ale jak powie kto dla niego pracował to dostanie zawiasy. Oczywiście zgodził się i sprzedał wszystkich chłopaków. Niestety, dał się nabrać, również jak pozostali, został skazany za udział w grupie przestępczej, zorganizowanie własnej mniejszej grupy handlującej substancjami psychoaktywnymi oraz za rozprowadzanie narkotyków. Dostał mniejszy wyrok za współpracę ale niestety, całe życie pracując na swoje dobre imię i reputację w świecie cienia miasta w jednym momencie stał się nikim dla tego społeczeństwa. My zaś dalej mogliśmy cieszyć się dobrym imieniem na mieście, zachowaliśmy się wobec siebie honorowo.
"Dobranoc kochanie, życzę Ci słodkich snów, kocham Cię mocno" wysłałem sms Paulinie na dobranoc, teraz już mogę iść spać. Jutro kolejny dzień i kolejne wspomnienia, myślę jednak jeszcze nad tym jak ładnie obrać w słowa to co mnie tu spotkało. Mam nadzieję, że przekaże Wam to w dosyć czytelny sposób. A tymczasem czekajcie do jutra.
Comments